polski spirit polski spirit
440
BLOG

ŁEPKOWSKA & BIELECKI - ''NAS JEST WIĘCEJ''

polski spirit polski spirit Rozmaitości Obserwuj notkę 10

 

 

 

 

ŁEPKOWSKA & BIELECKI –''NAS JEST WIĘCEJ''

 

       Wiele groźnych, a nawet zabójczych chorób nie boli, co jest ewolucyjnym błędem, ponieważ organizm zawsze powinien ostrzegać właściciela przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Tymczasem miażdżyca, toczeń, ziarnica weneryczna, zapalenie płuc i nerek i kilkaset jeszcze innych medycznych usterek siedzi w nas cicho, aż do nagłej śmierci. W większości niestety naszej.

 

       Podobnie jest z pojawiającym się wokół 60-tki wstepnym ''staruszkowatym'' otępieniem, będącym często tematem wesołych duserów i piosenek ( vide: ''Wesołe jest życie staruszka'' Michnikowskiego, ''Obiad rodzinny'' Młynarskiego ) łagodnie przechodzącym często w zabójczą demencję starczą. W zastępstwie milczącego organizmu Czesława Bieleckiego, życzliwie zapalam mu pulsujący czerwony reflektor ( bo wzrok już nie ten ), dolby surround gigafon ( bo słuch już nie ten ) i nadaję drukowanymi literami wyraźny sygnał : ''PULL UP, PULL UP'', bo za chwilę na ratunek będzie już za późno !!!

 

       Czesław Bielecki – jeden z nielicznych dumnie podkreślających publicznie żydowską narodowość, a polskie wyłącznie – obywatelstwo. Architekt, działacz podziemny, publicysta i polityk. Starałem się wynotować wszystkie cechy Bieleckiego zamieszczone w necie i prasie: agresywny, ambitny, apodyktyczny, arogancki, bezczelny, bezwzględny, bufonowaty, bawidamek, bystry, chciwy, cyniczny, denerwujący, despotyczny, dowcipny, drażliwy, dumny, dyktatorski, efekciarski, egoistyczny, eklektyczny, energiczny, elokwentny, filisterski, fircykowaty, hałaśliwy, indywidualistyczny, inteligentny, interesowny, ironiczny, kabotyński, karierowicz, kłamliwy, kłótliwy, kobieciarz, kombinator, konserwtywny, kontrowersyjny, krytyczny, makiawellistyczny, małostkowy, małoduszny, małpiarski, manieryczny, mantykowaty, nadpobudliwy, narcystyczny, narwany, nietaktowny, nietolerancyjny, pełen życia, pewny siebie, piękniś, pięknoduch, podejrzliwy, podstępny, polemiczny, pracowity, prowokacyjny, przebiegły, pyszałkowaty, rozmowny, samodzielny, skuteczny, snobistyczny, stanowczy, strojniś, stuknięty, surowy, uparty, urażalski, tupeciarz, wykształcony, zaczepny, zajadły, zarozumiały, zawistny, zazdrosny, zdecydowany, zdeterminowany, zdolny, zgryźliwy, złośliwy, żałosny, żenujący.

 

       W/g mnie Bielecki to przede wszystkim wyjątkowy erudyta, inteligentny, odważny ( czasem zbyt zajadły ) polemista i publicysta, potrafiący niezwykle ciekawie mówić, rzadko niestety słuchać, na każdy temat. Urodzony solista z przerośniętym ego, przez co wciąż niestały polityczny kamrat i niestabilny polityk, przegrywający przez to w indywidualnych starciach ze wszystkimi ''mocno zrzeszonymi'', nawet z HGW. Fatalny architekt owładnięty kiczowatym eklektyzmem, w którym bogactwo form i detali wywołuje u obserwatora ból zębów i zapalenie opon mózgowych. Autor słynnej warszawskiej KUPY. Oto co napisał o tym ''dziele'', najbrzydszym budynku Warszawy ( zwycięzca fachowego rankingu MAKABRYŁA 2008 ), red. Igor Janke:


 

''To porażka. Każdy ma w życiu lepsze i gorsze strzały. Architekt ma lepsze i gorsze projekty. Niestety Bieleckiemu trafił się fatalny projekt akurat przy bardzo prestiżowym budynku. Nie jestem ekspertem, krytykiem architektury, choć kiedyś otarłem się o tę dziedzinę. Jestem obywatelem, mieszkańcem, który lubi chodzić po ulicach, podziwiać rozwiązania urbanistyczne i architektoniczne. Lubię oglądać piękne budowle i te bardzo stare, klasyczne, i te nowe, odjechane, szalone, intrygujące ożywiające miasta. Otóż budynek TVP niczego nie ożywia i nie intryguje. Mnie osobiście pogrąża w depresji. W pewnym sensie można powiedzieć, że odpowiada kondycji telewizji publicznej. To nie okręt flagowy. To raczej pijany statek. Dużo pieniędzy, dużo powierzchni, wielka rozmach. I KUPA. KUPA proszę państwa. Nie przekonujcie mnie do tego potworka. I przeszę mnie nie przekonywac, że tacy twórcy jak Frank Gehry też tworzą niezwykłe budynki. Frank Gehry czegoś takiego by nie zrobił''.

 

       Mnie bardziej przeraża autorski projekt społeczno – polityczny Bieleckiego -''NAS JEST WIĘCEJ'' i w tej sprawie ośmielam się Państwa deranżować. Oto credo Czesława Bieleckiego: ''Możemy i musimy stworzyć sieć ludzi wolnych. Połączmy wspólnotowe działania obywateli na stronienasjestwiecej.pl. Możesz już teraz dołączyć naFacebookudo klasy obywateli. Odzyskajmy państwo - możemy i musimy zmusić państwo, aby nam służyło.'' Kolejny indyferentny łaskawca i dobrodziej zniewolonego człowieka, chcący mu oczywiście zupełnie bezinteresownie otworzyć klatkę i za friko wypuścić na wolność. Bujać to my panie Bielecki, ale nie nas, też polskich obywateli. Nie pan jeden ma taką ''handlową kiepełę'', żeby kota w worku sprzedawać.

 

       ''Sieć wolnych ludzi'' -jak to ładnie, niewinnie brzmi i wygląda. Na pewno dużo lepiej niż ''sieć na jeszcze wolnych ludzi'' z których da się wykroić dla siebie udzielne księstewko polityczne i maszynkę do wyborczego głosowania. Bielecki w faryzejski sposób proponuje Polakom kolejne Niderlandy – zapisując się do mojego Ruchu, automatycznie otrzymujesz indygenat i stajesz się członkiem patrycjuszowskiej ''klasy obywateli''( a ta niezrzeszona reszta, to wtedy kto ??? ). Wolni, już herbowi obywatele, grzecznie chwytają się za rączki, zamykają pyszczki i w milczeniu maszerują gdzie ich Bielecki poprowadzi w celu uwolnienia jeszcze państwa. Zapewne do najbliższej urny wyborczej, aby tam zagłosować właśnie na niego, bo nawet dzieci wiedzą, że tylko państwo Bieleckiego, to państwo wolne. Obawiam się, że ta niby społeczna akcja ''non profit'' potrzebna jest Bieleckiemu do zdobycia fotela Prezydenta Warszawy. On po prostu tego miasta wyjątkowo nie lubi i dlatego chce mu koniecznie wypalić gorącym żelazem swoje autorskie piętno. W tym celu, komercjalizując ( ale też dewaluując ) swoją podziemną martyrologię, załatwia sobie najbardziej lukratywne zlecenia architektoniczne wielomilionowej wartości bez przetargów, obowiązujących kategorycznie zwykłych śmiertelników. Szkoda, że również bez wartościowych efektów urbanistycznych.

 

       Podobno o człowieku najlepiej świadczy jego dom. Oto więc wizytówka Czesława Bieleckiego i jego konkubiny - Ilony Łepkowskiej – rezydencja w Bartoszówce pod Warszawą, nazywana powszechnie ''Pałacem Gargamela'', wykonana oczywiście, jak na własny dom przystało, w/g własnego projektu.

 

 

 

       Kiczowata twierdza w styluśredniowiecznego zamku, z bajki dla jeszcze mało rozwiniętych intelektualnie dzieci ( gdzieś między późnymi krasnoludkami, a wczesnymi smerfami ), zbudowany z masywnych polnych głazów ( dla odmiany dach przykryty lekkim, osinowym wiórem... ). Bielecki nawrzucał mnóstwo bogatego piękna, aby nikt nie miał wątpliwości, że mieszka tu wielkie i możne państwo. Jest więc wieża dla krnąbrnej księżniczki, niczym baszta umieszczona u styku dwóch skrzydeł budynku, są kamienne arkady, jeden łuk kryjący wejście do domu, druga para łuków tworząca zadaszony taras pokryty...( fuj ) pleksiglasem ! Niezrównoważony eklektyzm rzuca się zewsząd drapieżnie po oczach i zmysłach, zwłaszcza okna - kwadratowe, okrągłe, podłużne i o kształtach wręcz delirycznych ! Wnętrza po całości od Sasa do Juhasa. Tapety projektu Williama Morrisa, stare meble, witraże, rzeźby, ceramika, grafika i obrazy polskich artystów. Wyraźnie widać, słychać i czuć, że gospodarze nie mogli się zdecydować, czy bliżej im do sarmackiego dworku, ale z zadęciem na pałac wojewody ( szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie ), czy też nuworyszowskiego, tandetnego mieszczańskiego salonu na pokaz wyłącznie prostackiego bogactwa. Bedąc mało lubianym politykiem i solidnie kontrowersyjnym człowiekiem, a więc zapewne dla bezpieczeństwa, Bielecki otoczył dom wałami ziemnymi, chcąc podobno... odgrodzić się od okolicznej rustykalno – sielskiej, ale jednak gminnej brzydoty. Miłość własna, zwłaszcza o proweniencji z ''M jak Miłość'', okazuje się być zgubnym mentalnie i estetycznie doradcą.

 

       Przed wyborami samorządowymi, Czesław Bielecki intensywnie zaczął epatować potencjalnych wyborców swoim wyjątkowo spełnionym uczuciem do Ilony Łepkowskiej, zapewne wcale nie licząc na głosy zakochanych w niej kucht i kur domowych ( nie chcę bynajmniej nikogo obrazić ). W tym celu para zakochanych wrzuciła wspólne zdjęcia, w wielu pozycjach i sytuacjach, do wszystkich kolorowych pisemek ( w których jeszcze nie tak dawno Łepkowska przysięgała, że nigdy takich sesji sobie nie zrobi i nie opublikuje, bo to poniżej jej wrażliwości i godności ). Jaki efekt wyborczy to przyniosło, dobrze wiemy. Alians polityki z artystycznym kiczem nie poprawił notowań Bieleckiego, wręcz przeciwnie, co raczej nie było trudne do przewidzenia. W środowisku artystycznym, zaangażowanie autorki i producenta popularnej komediowej tandety w ''poważną'' kampanię nominata, tu szczególnie znienawidzonego Jarosława Kaczyńskiego, przyjęto jako dowód jej totalnej aberracji, powodując spadek towarzyskiego szacunku do Łepkowskiej.

 

       Bielecki przyjął filozofię swojej konkubiny, jak ona zdecydowanie stawiając nie na jakość, lecz na ilość. Stąd zapewne to merytorycznie lotne jak furmanka hasło Ruchu Bieleckiego - ''Nas jest więcej''. Na komedie romantyczne Łepkowskiej przychodzi zawsze dużo więcej widzów niż na inne polskie produkcje filmowe. Jest to jej słuszny powód do dumy i satysfakcji, zwłaszcza materialnej. Natomiast w żadnym wypadku nie czyni to z niej, wbrew temu co sama mówi, artystki i profesjonalnej scenarzystki, a jej filmów, ''wybitnymi dziełami w swoim gatunku''. Ilość widzów ( ''Nie kłam kochanie'' – 1,5 mln widzów ) nigdy nie przemieni kiczowatej, pretensjonalnej szmiry nawet na ździebko sztuki, tak jak ich mała ilość ( ''Plac Zbawiciela'' – Złote Lwy i Polskie Orły– 200.000 widzów ), nie wyklucza historycznych wartości dzieła dla kultury polskiej.

 

       Kazimierz Kutz w ostatnim programie Tomasza Lisa, ze zwykłą sobie szczerością ocenił żałosną twórczość i sposób rozumowania Łepkowskiej ( i jej naśladowców ) jako ''stręczycielstwo duchowe, po którym jako reżyser czuje się jakby wychował córkę na prostytutkę''.Tomasz Lis zacytował jeszcze dosadniejszą opinię fachowców uważających, że produkcje Łepkowskiej to:''Kino robione przez idiotów dla kretynów.Jak widać, wcale nie jest ich mało, a teraz dzięki Bieleckiemu będzie ich jeszcze więcej. Jednych i drugich.

 

       Nie od dzisiaj, profesjonaliści sromający się nad kondycją polskiego filmu, uważają Łepkowską za czołową osobowość degenerującą artystycznie polską kinematografię i jej widza, zupełnie słusznie zakładając, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby podobnie jak na całym normalnym świecie,miliony widzów ( i miliardy dolarów ) równie chętniewaliły do kin na dobre komedie. W poszukiwaniu śmiechu i optymistycznych opowieści o miłości, polscy widzowie walą na takie jakie są, zwłaszcza w kretyńskie Walentynki ( filmy Łepkowskiej wtedy mają premiery ), coraz bardziej od nich głupiejąc i odklejając się od rzeczywistości. Gabinety psychiatryczne zapełniają się ''bohaterami'' Łepkowskiej, domagających się od medycyny, trwałego przeniesienia ich do wirtualnej fantasmagorii. Co za czasy dla psychiatrii -Napoleona Bonaparte wygryzła Muchazakochana w Bobku...

 

       O takiego właśnie wyborcę - nihilistycznego, bez większych wymagań i łatwego do wyprowadzenia na manowce, za przykładem i przy pomocy swojej konkubiny,postanowił zawalczyć Bielecki. Jak ona, chce wygrywać w rankingach popularności, mogącej mu pomóc w zdobyciu wymarzonej ''wadzy'' po latach upokarzającej, przymusowej banicji politycznej ciągnącej się od 2001 roku.

 

       Na przełomie 2000/2001 do marszałka Sejmu trafiła ''deklaracja solidarności z masakrowanym przez Chińczyków narodem tybetańskim'', która następnie, prawie na rok utknęła w sejmowej komisji spraw zagranicznych kierowanej przez Bieleckiego, który od początku świadomie i konsekwentnie ją torpedował.Jego wyjątkowe wysiłki w tej sprawie zostały wyróżnione oficjalnym listem dziękczynnym od jego chińskiego odpowiednika, Zeng Jianhui, w którym ten wyrażał oczekiwanie, że Bielecki zablokuje ją także w czasie plenarnego głosowania w w Sejmie. Gdy w konsekwencji jego ujawnienia wybuchł skanadal, Bielecki całkiem kabotyńsko tłumaczył się, że głosowanie nad nią przesunął w sposób całkowicie uzasadniony, ponieważwłaśniewybierał się do Tybetu w celu osobistej oceny sytuacji. Taki to juz niedowiarek z tego Bieleckiego – na nic mu oficjalne raporty, filmy, zdjęcia. On, jak kiedyś jeden apostoł,osobiściemusiał zobaczyć krew i dotknąć ran.

 

       Po powrocie, poszedł jeszcze dalej w swoim politycznym hultajstwie oświadczając: ''Nie jest prawdą, że władze Chin prowadzą politykę zmiany struktury narodowościowej w Tybecie. To niemożliwe z przyczyn klimatycznych, na tych wysokościach jest tak rozrzedzone powietrze, że Chinki rodzą martwe dzieci (... ). Trzeba rozumieć, że stosunek Chin do praw człowieka wynika z ich odmiennej tradycji i kultury''. Następnie z cyniczną i oburzjącą dezynwolturą pochwalił władze Chin za ''modernizację Tybetu uznając, że w tej sytuacji polski parlament nie może przyjąć deklaracji, w której jest mowa o prawie Tybetańczyków do samostanowienia, bo jest to sprzeczne z polską polityką uznającą jedność Chin''. Wkrótce wyjaśniło się, że za swoją niespotykaną życzliwość dla Chin inieuchwalenie przez polski parlament ( jako jedyny w Europie ) deklaracji solidarności z masakrowanym Tybetem, otrzymał od ambasadora Chin w ''prezencie'' laptopa firmy Siemens wartego 9 tys. zł. Za tyle Judasz Bielecki sprzedał honor Polski (której czuje się przecież obywatelem )skompromitowanej w ten sposób podwójnie na całym świecie.

 

       Dzisiaj Bielecki za cenę powrotu do polskiego politycznego establishmentu jest gotów maszerować nawet na czele masy kretynów. Byle ich było nie tylko ''dużo'', ale koniecznie ''więcej''. Więcej od innych, oznacza wygraną w wyborach, dlatego Bielecki dla swojego autorskiego Ruchu ustanowił wyłącznie jeden kwantyfikator programowy i kryterium uczestnictwa: ''więcej''. W praktyce oznacza to populistyczną kaszanęumysłową,prowadząca ostatecznie ( po niedawnym haniebnym aliansie politycznym z Jarosławem Kaczyńskim w wyborach samorządowych ) ambitnego kiedyś polityka na polityczne dno, adekwatne tylko do artystycznego dna jego aktualnej życiowej partnerki Łepkowskiej. W końcu kto z kim...i tak dalej. Bielecki w podziemiu oscylował w wymiarach bohaterów tragedii szekspirowskich, dziś kończy swój polityczny żywot w klanie Pyrków,Lubiczów iMostowiaków.

 

       Póki co, Bieleckina Facebooku,do swojego Ruchu, przekonał od listopada 2010 roku aż...430 osób, a ostatnią szmirę kinową Łepkowskiej ''Och Karol 2'', obejrzało w ciągu jednego miesiąca – 1.292.000 widzów ! Bieleckiemu, zważywszy na jego cechy charakteru, zapewne niełatwo jest przełykać tę gorzką pigułę z poranną kawą podaną przez tak popularną konkubinę, zapewne dla ekwiwalencji, coraz aktywniej uczestniczącej w jego politycznych poczynaniach.

 

       Każdemu, komu wciąż mało i wciąż wyciąga rękę po wciąż więcej, zwłaszcza kosztem jakości tego co robi, polecam samokrytyczne zamyślenie się nad limerykiem noblistki, Wisławy Szymborskiej:

 

''Pewien wersolog z Walencji,

Znany z ogromnej inwencji,

Kiedy mu do daktyla

Brakowało dwóch sylab,

Chuja kładł dla ekwiwalencji.''

 

 

polski spirit

 

 


 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości